Dziś miałam szalony dzień.
U mnie w pracy od jakiegoś czasu funkcjonuje model hybrydowy: 3 tygodnie w domu, jeden w biurze. I właśnie nastał ten tydzień. Zawsze jak przychodzimy i musimy się na nowo logować są cyrki. Wcześniej miałam planowo wolne więc dziś zawitałam do biura. Po półtorej godziny walki z komputerem, wsparciu service desku i zaklinaniu duchów techniki udało mi się zalogować. Po jakiejś godzinie pracy udałam się na przerwę. Poszłam tam gdzie król piechotą chodzi. Już chciałam wracać na stanowisko a tu zonk. Drzwi się zacieły😅. Ten dynks od zamykania się kręcił ale nie słuchaj było by blokada się cofała. Biorąc pod uwagę mój talent do topnienia telefonu w WC (szczególnie w pracy) profilaktycznie zostawiłam go biurku. Próbowałam na różne sposoby z desperacji szarpnełam parę razy drzwiami i nic. Z braku telefonu miałam już wołać o pomoc ale na szczęście sytuację zauważyła jedna z kierowniczek. Wezwała pana administratora na pomoc. Przyszedł z kolegą, kombinowali i tak między sobą gadali, że jak tak nie da rady to będą rozwierać zamek. Na szczęście się udało i odzyskałam wolność.
Jak potem gadałam z koleżankami powiedziały, że już od wczoraj tak ciężko chodzi (wtedy moja grupa przeszła na tą sekcję) i tylko się zastanawiały czy się nie zatnie. Koleżanka stwierdziła, że ona to pierdyka będzie siusiać w męskim.
Tak sobie jeszcze pomyślałam, że jakby tak się złożyło, że bym powiedzmy jako jedyna na sekcji miałam do 22 i miałabym taka akcję to bym nocowała chyba w tej toalecie 🤣
