Oferta Orange Flex jest prawie idealna. Przystępujesz do niej online, sam wybierasz plan (możesz go później sam zmienić) dodajesz usługi dodatkowe i opłacasz wszystko blikiem lub kartą. Wszystko to robisz w aplikacji przez telefon. Prawda, że idealna? Jest jeden mały szczegół. Żeby zacząć przygodę z Orange Flex musisz mieć kartę sim od Orange. I tu robią się schody z których można spaść i poobijać sobie to i owo. Otóż, masz dwie drogi wyboru: pierwsza - idziesz do salonu Orange, czekasz w kolejce do konsultanta (ten musi zeskanować opakowanie) i dostajesz darmową kartę. Niby łatwe i proste. Pod warunkiem, że ktoś mieszka w mieście, gdzie jest salon Orange i akurat nikt nie ma sprawy do Pomarańczowych. Ja mieszkam w Warszawie. W salonie w Arkadii czekałem ostatnio godzinę i czterdzieści minut. Aby dostać się do konsultanta. Potem następne 30 sekund na wydanie karty. Mieszkasz na pięknej polskiej wsi lub nie chcesz błąkać się po centrach handlowych to możesz otrzymać kartę przez kuriera. Problem w tym, że trzeba ją odebrać osobiście i pokazać przy tym dowód osobisty. Po co, skoro karta jest nieaktywna?! Nie wiem. Takie są procedury. Masz zatem wybór: jedziesz do salonu i czekasz tam, Bóg wie ile, albo siedzisz cały dzień w domu i czekasz na kuriera. Obie wersje są do...niczego. I zupełnie nie pasują do rewolucyjnej i fantastycznej oferty Orange Flex. Jest jednak proste i łatwe rozwiązanie. Flex wysyła kartę bezpośrednio do Ciebie przez niezawodny i sprawdzony paczkomat inPost. Korzystam z tego rozwiązania od wielu lat i nigdy, podkreślam nigdy, nie miałem z tym kłopotu. Przesyłkę otrzymuje zawsze osoba, która jest adresatem i to odbiorca decyduje, kiedy i gdzie, odbierze przesyłkę. A całą drogę twojej karty, łącznie z odbiorem, śledzisz przez aplikację. Czy to pasuje do Orange Flex? Idealnie! To na co jeszcze czekacie?
